Długo szukałam tematu przewodniego na urodziny córci.
Podsunęłam jej kilka propozycji. Takich, które wydawały mi się ciekawe w
aranżacji i fajne do zabawy.
I wybrała sobie urodzinki pirackie :)
Pokażę Wam, co zrobiliśmy :)
Ekipa prowadząca: ja+mąż :)
Zaczęliśmy od pasowania każdego malucha na pirata. Gdzieś w
sieci wygrzebałam wierszyk:
Na złote monety, srebrne dukaty i wszystkie skarby świata,
pasuję Cię na pirata.
Prawomocny pirat dostawał swoje wyposażenie:
- kapelusz (zrobiony z czarnej karty bloku technicznego,
przyczepiony zszywkami do kartonowej opaski); widzicie, jak są ozdobione kapelusze? Tylko dziecko potrafi domalować trupim czachom takie radosne
uśmiechy!
- opaskę na oko (skład: karton, papier kolorowy, gumeczka)
- lunetę (papier kolorowy+sznureczek)
- szabelkę (karton) – widać, że szabelki wykańczała
dziewczynka – są pomalowane kolorowymi farbami i ozdobione wzorkami z brokatem :)
- hak (to jeden z przebojów męża – wykorzystał kubeczki
kawowe ze stacji benzynowej; w środku przykleił pasek twardego kartonu, aby
dziecko miało za co chwycić; przedziurawił dno i doczepił kartonowe haki,
zawinięte w folię aluminiową)
Potem płynęliśmy statkiem (koc rozłożony na podłodze),
szukaliśmy skarbów (był podział na drużyny, były mapy, a w nagrodę zabawki, „srebrne”
monety, korale), była morska bitwa (na papierowe kulki) – ten akurat etap nie
miał końca :).
Były zagadki i tańce.
Zdjęcia, które Wam pokazałam Wam mają już rok. Pirackie
urodziny urządzaliśmy w 2013 roku, kiedy Maja miała 4 lata. Za kilka dni świętujemy
znowu. Piąte urodziny będą indiańskie.
Kilka dni temu Maja zaplanowała już szóste. Mówi, że mają
być strażackie.
Zobaczymy :)
XXX