wtorek, 29 lipca 2014

Domowe dżemy – czas start



           Truskawkowy i czereśniowo-wiśniowy – te dwa dżemy schodzą w naszym domu najszybciej. Do ciast, naleśników, jogurtów, deserów, na kanapkę. Od kilku lat robię je sama. To nic skomplikowanego: umyte owoce (bez szypułek, pestek, ogonków) albo kroję na mniejsze kawałeczki albo wrzucam w całości do garnka i duszę, aż będą tak miękkie, że robi się z nich paćka.




Dodaję coś żelującego (gotowych substancji żelujących jest na rynku kilka) i cukier, gotuję jeszcze chwilę, a potem przekładam do wyparzonych słoików. Zakręcone odwracam do góry dnem i zostawiam do przestygnięcia. Nie zdarza się, żeby się zepsuły.
W tym roku udało mi się ogarnąć w ten sposób truskawki, ale malin nie zdążyłam. Wiśni z domieszką czereśni też będę mieć kilka słoiczków. Po głowie chodzą mi jeszcze brzoskwinie, gruszki, jabłka…..
Sama czasami się zastanawiam, po co ja te dżemy robię. I nie tylko ja się zastanawiam. Wiele razy słyszę:  - A po co tak się męczysz, przecież w sklepach są gotowe? Albo: - A kiedy ty masz na to czas?
Ano, wiem, że gotowe są i to nawet takie, na których pisze „domowe”. Tylko, że w ich „domowość” po prostu nie wierzę, bo znam różnice smakowe.
Z moim czasem wolnym nie jest tak, że mam go jakoś więcej – po prostu inaczej wybieram. No i piję dużo kawy, mało śpię i działam nocami :).


Tak sobie myślę, że może uda mi się przekonać choć jedną z Was do samodzielnego zrobienia dżemu? Może podziała na waszą wyobraźnię taka sytuacja?
- Siedzisz w domu, leje deszcz, nie chce Ci się wychodzić, a naszła Cię wieeeeeelka ochota na słodkie. W szafkach pusto. Masz dżem. Jest dżem, jest i deser. Na dno szklanki kładziesz płatki owsiane i trochę jogurtu, na to warstwę dżemu, potem znów płatki, jogurt, dżem, gałkę lodów waniliowych polanych podgrzanym dżemem i bitą śmietanę. No i co? Jest pysznie?:)




Ja mam w tych dżemach jeszcze prywatę – chodzi mi po głowie wizja, że ukształtuję gusty smakowe u córek i wyrobię w nich skojarzenia dom=kuchnia=smakołyki=przyjemne chwile z mamą i tatą.
I jeszcze jedna sprawa techniczno-praktyczna - jeśli będziecie szukały ładnych naklejek na słoiki, np. z truskawkami wystarczy wstukać w Google grafika: label jam strawberry lub dodać tam jeszcze free printable. Wyrzuci wam sporo etykiet, które robią najczęściej Amerykanki i chętnie dzielą się nimi w Internecie. Pdf-y drukujcie na papierze naklejkowym. Poniżej zamieszczam wam, co sama znalazłam.



 Gdybyście miały jakiś problem ze ściągnięciem pliku - piszcie - wyślę mailem :).

xxX Aga Xxxx

piątek, 25 lipca 2014

Instagramowa wena

Instagram. No i jestem (http://instagram.com/sztuczkaga).
Jak to się stało, że nie odkryłam go wcześniej?
Teraz siłą powstrzymuję się, żeby nie zawalić sobie instagramowego profilu starszymi zdjęciami :) No bo przecież wszystkie wydają mi się takie ważne :).
Obiecuję, że postaram się wrzucać fotki bieżące, a nie odgrzewane. Może nie będą związane z tematem bloga, ale będą moje. Takie codzienne.
Moje mamine życie.
Mam nadzieję, że będzie Wam na moim Instagramie dobrze.




xxxAgaxxx


sobota, 19 lipca 2014

Rusza mi się balkon - cd. i cdn.




Za balkonowym oknem mamy już rusztowania. W związku z tym Wembley (inaczej: sztuczna trawa) zwinięte i wystawione na korytarz, sznurki na pranie schowane, roślinki wyniesione. Nadciąga ekipa remontowa. Będą nowe płytki i barierki. Jakie – na to nie mam wpływu, bo decyzja należała do zarządu wspólnoty, ale mam wpływ na to, co będzie stało na płytkach :).

Czasami czuję się, jakbym miała dwie natury. Jedna jest poukładana – pani zorganizowana, z zegarkiem w ręku i  kalendarzykiem pod pachą, która kontroluje domowe rachunki, pamięta o wizytach u specjalistów, przedszkolnych przedstawieniach, urodzinach i tym, że kończy się masło, płyn do czyszczenia toalet, a dziecko wyrasta z majtek. Ta moja wersja zrobiłaby balkon od linijki, prosty w formie, czarno-biały, taki trochę jak dla faceta.

Miewam też dni, kiedy chciałabym się poczuć jak mała dziewczynka – bez obowiązków, żyjąca tylko dla siebie. Ale ten stan jest już nieosiągalny, więc czerpię z tego, że po prostu łapię przyjemności.Wczoraj w nocy upiekłam tartę wg przepisu Polki. Chciałam, żeby rano była już schłodzona. Wstałam ciut wcześniej, by zjeść ją spokojnie, przed wyjściem do pracy, z pachnącą kawą. Dostałam w prezencie od dnia coś jeszcze. Jadłam ją w ciszy, bo familia spała :) Po południu usiadłam na balkonie. To nic, że na betonie, ale zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do słońca. Wieczorem gapiłam się tak po prostu, nic nie robiąc, w towarzystwie męża. Mieliśmy orzeźwiające drinki, chłodny wiaterek i rześkie powietrze. Fajne zakończenie dobrze rozpoczętego dnia.
Ta moja część pojechałaby z balkonem skrajnie inaczej - w romantyczne poduchy, falbanki, w meble, koniecznie metalowe, kute, udające zniszczone czasem, w róże i biele.
Gdybym miała dwa balkony albo jeszcze lepiej - tarasy - miałabym z górki. Ale mam tej powierzchni trzy metry na metr z kawałkiem.
A via Pinterest oglądam takie cuda:






i takie: