Plecak, a na ramieniu kosz plażowy. Prawą ręką trzymam Milę,
lewej trzyma się Maja. Przede mną mój własny ciążowy brzuch.
Tak wyglądamy, jak idziemy na miejski basen. Całe
przedpołudnie spędzamy razem – dosłownie ręka w rękę każdą minutę. Opcja nr 2:
las. Wersja zbliżona – tyle, że bez kosza :). Opcja nr 3: babski team wybiera się na wycieczkę
pociągiem. Inny dzień: do koleżanki, która ma dzieci. Kolejny: koleżanka z
dziećmi do nas. Najdłuższy spacer: do osiedlowej piaskownicy i w torbie luz: tylko
3 butelki wody do picia i parę pierdół. Tak można żyć, jednak mało brakowało, a
nieźle bym się wyżyłowała.
Skończyły się wspólne wakacje z mężem, więc co zrobiła
matka? Napchała atrakcji dla dzieci od rana do wieczora, od poniedziałku do
piątku. Baseny, wycieczki, koleżanki, lasy, gry, zabawy.
Nie wiem, co mi się stało. Może to słońce w dekiel za bardzo
mi przygrzało i ambicję dźwignęło za wysoko. Chciałam dziewczynom chyba
zastąpić tatę i udowodnić, że tylko z mamą też nie będzie nudno.
Kiedy kolejnego, bardzo gorącego poranka zabierałam się za
pakowanie bambetli nad wodę wreszcie sama się przed sobą przyznałam – chrzanię
ten basen. Nie obudziłam córek, poczekałam, aż się porządnie wyśpią. Przyznałam
– tym razem przed nimi – dlaczego zmieniam nasze plany.
I wiecie co? Poczułam się jak mama, a nie jak cyborg! Odzyskałam
energię, którą traciłam już na samą myśl o wyjściu z domu.
Wyżyłam się w kuchni. Tak, chcialo mi się, mimo upału,
zagniatać drożdżowe, odpalić piekarnik. Zależało mi, żeby było milo, spokojnie,
żeby pachniało i smakowało. Lody z malinami (inwencja własna-trochę białych
płynów: mleczko kokosowe, śmietana, jogurt, maliny, pokruszona czekolada),
kruche z wiśniami (ciacho stąd). Jagodzianki
na podwieczorek, kolby kukurydzy po kolacji.
Trafiło! One też chyba tego potrzebowały. Mila zagniatała
kruche, Maja mieszała drożdżowy rozczyn. Maślanką z mojego kubka popijały
swojego kurczaka curry z pieczonymi ziemniaczkami :).
Miałyśmy dla siebie czas – mnóstwo czasu. Czasu z masą przyjemności i radości, śmiechów i rechotów. Cholewcia no – domowego, prostego szczęścia matki z córkami.
Miałyśmy dla siebie czas – mnóstwo czasu. Czasu z masą przyjemności i radości, śmiechów i rechotów. Cholewcia no – domowego, prostego szczęścia matki z córkami.
Ja – matka – jestem z siebie obecnie jak cholera dumna. Olałam
na razie basen, lasy, wycieczki. Ja kucharzę, one się bawią. Zaczęłyśmy
wreszcie wakacyjne, powolne, domowe dni. Naszą wesołą norkę opuszczamy dopiero
wieczorem, kiedy upał spadnie.
Jak już się najem tych lodów, ciast i opiję tą domową
lemoniadą to może wtedy nabiorę sił, aby spędzić z dziećmi przedpołudnie na
miejskim basenie albo popołudnie w lesie.
Póki co, jest cudnie.
PS.
Blogerki kulinarne – dziękuję Wam za kawał dobrej roboty.
Bez Was moje życie byłoby mniej smaczne!
Kłaniam się do ziemi Renacie z Artkulinaria.pl za przepis na muffiny testowany już z milionem owoców.
White Plate i jagodzianki z ziemniakami – gdyby nie zaufanie
do Twoich przepisów nie wzięłabym się za nie! Są super!
I tarta – musi być w naszej lodówce co najmniej co
kilkanaście dni :).
A tak dobre kruche jak to wyszło mi dopiero po zrobieniu z przepisu Żanety.
Blogerki kulinarne – jeśli piszecie dla profesjonalistów –
zaznaczcie to drukowanymi literami. Jeśli dla zwykłych dziewczyn róbcie dalej
tak, jak robicie: opisujcie dokładnie każdy ruch. Żeby ciasto takiej zwykłej dziewczynie wyszło musi wiedzieć
czy ma dodać masło zimne, miękkie czy rozpuszczone i czy to rozpuszczone ma być
gorące czy przestudzone. Do rozczynu drożdżowego mleko ma wlać ciepłe czy
zimne? A mąka to jaka? Bo zwykła dziewczyna mogła kiedyś nienawidzić pieczenia
i babrania się w cieście. Mogła jej przyjść ochota na to na stare lata, na
przykład wtedy kiedy została mamą. Kiedy zwykłej dziewczynie wyjdzie takie
kruche, drożdżowe czy jogurtowe będzie Wam wdzięczna jak stąd do gwiazd. Bo
dzięki Wam tworzy smaki i zapachy swojego domu, dla swoich dzieci, dla ich
wspomnień i wierzy, że kształtuje ich gusty kulinarne!
xxXAgaXxx