środa, 17 lutego 2016

Na imię mam Zośka



Syndrom Zośki samośki. Która z Was ma? Wiecie, że to choroba wrodzona, postępująca i nieuleczalna?
Otoczenie z Zośką samośką ma się świetnie, Zośka sama ze sobą ma przerąbane.
Zośka jest wymagająca, mało odpoczywa, dużo pracuje, kontroluje i nadzoruje każdy fragment familijnego życia. Zośka wie, co znaczy słowo: idealnie.
Zośka-pracownik chodzi zestresowana, bo nie cierpi popełniać błędów. Zośka-kura domowa lubi mieć zlew bez śladów kamienia, szafkę bez smug, w lodówce serki równo poukładane. Zośka-żona nosi wyprasowaną piżamę, do lasu czysty dres, do kina żakiecik, na rzęsy nakłada serum, a lakier z jej paznokci nie odpryskuje. Zośka-matka ma dziecko prymusa, które nigdy nie chodzi rozczochrane, ładnie czyta, dobrze liczy, buduje roboty, wie, co to ciało niebieskie i waran. Zośka korzysta z planerów, kalendarzy i organizerów. Nawet jeśli osobiście czegoś nie załatwia, to nadzoruje, kontroluje, sprawdza i ocenia.
Chcecie przykładu? Już daję.
No więc: jest sobie mama dwójki, z terminem urodzin trzeciego dziecka na czas świąteczno-noworoczny.

Prezenty dla dzieci zamówiła przez internet początkiem grudnia i systematycznie każdy od razu pakowała.


Co zyskała? Czas i spokój, bo w ostatni weekend przed świętami nie latała po galeriach handlowych tylko odpaliła z dziećmi Rudolfa czerwononosego.




Narobiła klimatycznych dekoracji.













Zapobiegliwie odmówiła organizacji kolacji wigilijnej dla całej rodziny, ale ponieważ nadal była w domu (a nie w szpitalu) to popiekła i pogotowała świątecznie.
W dniu zero posiedziała z córkami na placu zabaw, wykąpała maluchy, zrobiła sałatkę, włączyła kryminał. Poród przebiegał na tyle szybko, że na izbę przyjęć przyjechała z wypadającym już dzieckiem, dwa pchnięcia i tuliła noworodka do siebie. Ta mama to ja.
Jedna z większych bzdur w temacie macierzyństwa zawiera się w słowach „dziecko pojawia się na świecie”. Że co, hallo??? Któż to wymyślił???
Ile z Was po wypchnięciu z siebie dziecka było w stanie pomyśleć tylko jedno słowo: nareszcie?
Ile z Was przy porodzie się porzygało? Ile z Was miało srakę? Która z Was po porodzie była spocona, śmierdząca, zakrwawiona i miała to wtedy głęboko w dupie? Która była zszywana na żywca i ledwo to czuła? Czy jest tu jakaś Pani, która po porodzie zemdlała? Która z Was krwawiła, musiała wstać do kibla, ale wstydziła się podnieść z łóżka, bo do sąsiadki z pokoju właśnie zwaliła się rodzina? Która z Was nie wiedziała jak chodzić z podpaską wielką jak pielucha? Która w ogóle mogła chodzić? Która zaciskała z bólu oczy przystawiając dziecko do karmienia? Która ryczała z powodu byle bzdury jeszcze miesiąc po tej rzeźni?
Poród przeczołga kobietę i zrobi ją malutką. Nie potrafię wierzyć w transcendencję i  łączność z wszechświatem, w żadne „dziecko pojawiło się”. Kobieta rodząc daje się sponiewierać. To, że później chce mieć make-up, kolorowe paznokcie, pachnącą skórę, częstować gości upieczonymi muffinami i mieszkać w czystym domu to oznaka walki o własną dumę i babską godność.
Pamiętacie mój strach przed porodem?
Co takiego by się stało, gdybym urodziła cesarskim cięciem? Musiałabym długo leżeć, a to oznaczałoby zależność od pomocy innej osoby. Ta myśl – jako klasyczną Zośkę-samośkę – mnie przerastała. Wolałam już dać się przeczołgać. Przynajmniej wiedziałam, co mnie czeka. I teraz chcę Wam podziękować za całe mnóstwo dobrych słów, które usłyszałam. Wasza otucha to prawdziwe wsparcie! Wiecie, że jesteście wiedźmami? – Zobaczysz, odwróci się – mówiłyście. No i załatwiłyście mi to :).
Kobiety-wiedźmy moje kochane, przymierzam się do puszczenia totka. Ładnie proszę o ponowne wsparcie. Wygraną chętnie się podzielę :).
A na osłodzenie tych fizjologicznych opisów pokażę Wam dziecię czyste, pachnące i słodkie :). Moje. Mam wielką nadzieję, że nigdy idealne nie będzie :).






 Temat bożonarodzeniowy już lekko zwietrzały, ale z moim porodem jednak ściśle związany dlatego jest tu dzisiaj obecny. A ponieważ co nieco handmade znów uruchomiłam, spamuję fotkami. Tam powyżej widzicie moje pomysły na realizację świąt z dziećmi:
- ciastka - wydzieliłam dziewczynom część i mogły je dowolnie ozdabiać; one je jadły, ja nie byłam w stanie znieść tej słodkości :)
- zrobiliśmy im choinkę z patyków, którą ozdobiły wg własnych pomysłów - dzięki temu do dużej się nie wtrącały :)
- papierowe choinki to diy wg instrukcji Oli z bloga O zebrze
- papierowe kulki, które nałożyłam na ledową girlandę to mój hit - tak je lubię, że zostawiłam i nadal tworzą klimat w mieszkaniu. Pomysł podchwyciłam z bloga Agi Plachaart
- zrobiłam także brązowo-różowy pled (druty: prawe, prawe, prawe razy 10, lewe, lewe, lewe razy 10 i tak do wykończenia zapasów włóczki) oraz szaro-białą narzutę na łóżko (maszyna do szycia: wg instrukcji - wytnij dwa prostokątne kawałki i zszyj).

PS. Czy czuję się Zośką? Często tak, na szczęście czasami tej wersji mnie nienawidzę i pozwalam sobie i mojemu otoczeniu odetchnąć :).

Aga