Dumałam, dumałam i wydumałam. Należę do królewskiej
rodziny.
Mianowicie: mąż mój, sam jeden w babskim domu, a więc – jakby
nie było – król z niego wielki, niepodzielny.
Córy – księżniczki. To się przecież wie!
A ja – królowa, że hej! Rządzę sama sobą :)
Dumałam dalej i wydumałam, że moim księżniczkom przydałyby
się korony.
Te plastikowe, sklepowe mi się nie podobają. Stwierdziłam,
że trzeba więc jakieś zrobić (własnymi rękoma – w końcu mi to tam korona z
głowy nie spadnie :) ).
O trwałość papierowych trochę się bałam więc wymyśliłam im
filcowe.
Kupony (małe kawałki filcu – jakieś 20x30 cm) kupiłam w
hurtowni tkanin w kilku kolorach. Wycięcie odpowiedniego kształtu + doszycie (ręcznie) kawałka gumki,
zajęło mi kilka minut.
Kolekcja koron wisi w pokoju (przepraszam, w zamku :) ). I przydaje się w
różnych okolicznościach :)
XoXoXo
Aga :)
Aga :)