poniedziałek, 16 marca 2015

Świętowanie i jego skutki



Kultura i sport – jak podejść do tematu będąc pracującą na pełny etat matką dwójki bardzo jeszcze nieletnich dzieci? Otóż ogłaszam, że sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna. Aaaa, no i zapomniałam podkreślić rzecz ważną: chodzi o sport i kulturę dla dorosłych, nie dzieci.

Przedpołudniowe niedzielne wyjście na muzyczny poranek edukacyjny w domu kultury. Niby takie hop-siup, ale wcale to hop-siup nie jest. Bo najpierw, człowieku, kup bilety. Kasa czynna jest akurat w godzinach, kiedy pracuję. Chwała więc osobie, która wpadła na pomysł uruchomienia internetowej sprzedaży wejściówek.
Bilet jest, pieniądze przelane. A Ty teraz, matko, trzymaj kciuki za zdrowie: swoje i grzdyla małego, którego edukujesz muzycznie – oby kaszel nie atakował, gluty nie leciały, ręce akurat się nie połamały, tudzież nie dopadło jeszcze inne ustrojstwo.
OK, wszystko poszło fantastycznie. Grzdyl zdrowy, przedstawienie wspaniałe. Bierzemy repertuar na kolejnych kilka tygodni w ręce i z optymizmem, wiarą i totalną niewiedzą na temat przyszłości wyszukujemy kolejne atrakcje.
Inna opcja – całkiem znośna – to sponton. Trafia Ci się nagle niedziela gdzie: po pierwsze nie masz pilnej pracy domowej do skończenia, po drugie nie masz żadnego dodatkowego zlecenia i nie musisz siedzieć przed kompem w domu, po trzecie wszyscy zdrowi, energiczni i chętni do wyjścia, po czwarte na mieście się dzieje, po piąte impreza jest niebiletowana. Stan cudowny i ileż ma opcji. Wybierasz się w miejsce akcji na rowerach albo autobusem, autem czy na nogach. Możesz tam oglądać fotografie, obrazy, słuchać muzyki na koncercie plenerowym, wziąć udział w pikniku, obejrzeć happening. No i chwilo trwaj!
Opcja kolejna: grzdyl mały zapisany jest na lekcje baletu, zajęcia teatralne i chór. Przychodzi sezon wiosenny i dumna nauczycielka chce pokazać, co potrafią podopieczni więc rezerwujesz sobie sobotnio-niedzielne godziny na oklaskiwanie swojego bajtla. Opcja hardkorowa: nauczycielka jest ambitna, dzieciaki urocze, zdolne i zaczynają brać udział w konkursach – międzyparafialnych, międzyosiedlowych, lokalnych i takich z mediami. Nie masz więc innego wyjścia tylko zawozisz i oklaskujesz. A gdy przywlecze się w końcu lipiec cieszysz się z wakacji jak szkolniak.
Chcesz popływać? Idziesz w tym samym czasie, kiedy Twój maluch ma lekcje z instruktorem albo wieczorem, pod warunkiem, że masz męża lub innego opiekuna do dzieci. Narty? Super, o ile przy wyciągu jest szkółka dla dzieci. Spacer? Trafi się, kiedy zamiast odwożenia dziecka na angielski prowadzisz go tam na nogach. Góry. Owszem, ale oceniasz zamiary na siły: czy wytargam smyka na szczyt w nosidle? Rower. A masz fotelik i kask dla malucha? Bieganie. Słyszałaś: mamo, idę z Tobą i powiedziałaś OK? Wkopałaś się. Zumba, salsa, taniec brzucha – fajnie brzmi, ale nie ogarniam tematu. Ze sportów kontaktowych najczęściej mam ochotę zapisać się na boks.
Był czas, kiedy myślałam, że nie mam wyjścia: że skoro haruję na pełnym etacie w godzinach od do, a w domu czekają na mnie małe dzieci zostało mi jedynie wspominanie wyjścia na koncert sprzed dwóch lat, bo w ubiegłym roku z imprez muzycznych trafiły się tylko wesela kuzynek. Że sukienka, którą ubrałam kiedyś z okazji otwarcia galerii (sztuki, nie handlowej) już zawsze zostanie na swoim BARDZO WAŻNYM MIEJSCU, nigdy więcej nie użyta. Ale już tak nie myślę. Wprowadziłam równowagę. Oklaskujemy występy Majki, ale w zamian dziewczyny idą na koncerty, takie prawdziwe, głośne :) (uszy zabezpieczamy specjalnymi zatyczkami-wiecie, że to je chroni?). Na wernisażach nie bywamy, ale na wystawach już tak. Oglądamy „dorosłą” sztukę. Z teatrem sprawa jest poważniejsza, jeszcze przeze mnie nie opatentowana :), nie mam po prostu pomysłu, jak podejść do tematu. Na nocny maraton filmowy nie mam już ochoty się wybierać. Chrapnęłabym pod koniec pierwszego filmu. 

Ostatnią niedzielę spędziliśmy w domu bujając się jako wodzireje urodzinowego party Majci. 

Scenariusz był, nie może być inaczej. Przy zwartej grupie kilkulatków nie pozwoliłabym sobie na kilkugodzinną luźną zabawę :). Ponieważ imprezę mieliśmy tematyczną, a wezwanie to Spotkanie podróżników i odkrywców plan był taki:
- opowiadanki o podróżach: kto gdzie był i co widział
- opowiadanki o odkrywcach tajemniczych lądów

 






- zabawy w łowców przygód (m. in. robiliśmy z dzieci egipskie mumie – wykorzystaliśmy papier toaletowy i taśmę klejącą)




- mapy w dłoń i maluchy szukały skarbu (były zmyłki, podpuchy i pułapki – w domu też się da :). Łatwo im nie poszło :).
- odkrywanie świata nauki i hit: eksperymenty naukowe: z magnesami, wypornością wody, obwodem zamkniętym, elektrostatyką, wystrzałowe
- tańce, zagadki, rysowanie, kalambury i gry




















Zabaw wystarczyło na 5 godzin.
W ciągu ok. 10 wieczorów, które przeznaczyłam na przygotowania do urodzin córy zrobiłam 20 pomponów z bibuły, 10 frędzli, proporczyki, upiekłam torta i babeczki, obejrzałam przy okazji 2 filmy i kilka odcinków serialu.










Po imprezie, kiedy w domu zrobiło się cicho, zostawiłam bajzel i chlew, walnęłam się do łóżka z  książką. Czytanie było nagrodą dla mnie za dobrą robotę :) Byłam przekonana, że posta z urodzin wrzucę na bloga na następny dzień, maks za 2 dni. I co? Minęło 7 dni, mamy kolejny weekend, a ja dopiero teraz mam czas go napisać.
Za kilka dni w moim mieście szykuje się fajny koncert. Niestety, w środku tygodnia, wieczorem. Jak dla mnie termin ni przypiął, ni wypiął, bo dla dzieciaków za późno i następnego dnia wstają do przedszkola, a wieczornego opiekuna do nich nie mamy. Trzeba więc odpuścić.
Ale nie martwię się. Mam już plan na następny weekend: weźmiemy udział w akcji ekologicznej, a jak będzie ładna pogoda otworzymy sezon rowerowy. Będzie i kultura i sport. Bingo!
xxXAgaXxx

niedziela, 1 marca 2015

Urodziny 6-latki



Fajnie jest być córką inżyniera. Wytłumaczy taki inżynier co to jest prąd, siła ciężkości i napięcie powierzchniowe. Powie, jaki myk podczas jazdy na rowerze zastosować, żeby było lżej i szybciej. Podpowie, jak zrobić najwyższą pod słońcem wieżę, aby stała stabilnie, jak drapacz chmur w Japonii. Cyk, śmig i zbuduje statek, konia, motyla, koronę i co tylko sobie córki zażyczą. Zaimponował mi ten inżynier, kiedy wykorzystując klocki, kabelki i jakieś silniczki skonstruował robota na kółkach, którego dziewczyny napędzały kierując w niego snop z latarki. Małe sikały po nogach z wrażenia.
Posadzi sobie ów inżynier na kolanach gwiazdę w tiulach i z warkoczami i razem lutują.
Podnosi ten gość poprzeczkę wysoko – chce żeby jego córka odróżniała młotek od kombinerek, rozpoznała klucz nr 6 i była opykana w skrzynce z narzędziami. Kiedy mała królewna zamarzy sobie hulajnogę, wraz z zabawką dostaje instrukcję obsługi i składa ją sama.
Mam nadzieję, że ta córka inżyniera, także córka moja, razem z tą umiejętnością wkręcania śrubek dostanie od taty męską odwagę, bezproblemowość, konkret w podejmowaniu decyzji i śmiałość w realizacji celów. 








No i myśl tu potem, matko, co takiej rozgarniętej córce inżyniera, obecnie 6-latce, dać w prezencie na urodziny. Łatwo nie jest. Ale za to urządzić urodzinowe party…. Rozkosz i sama przyjemność!
Póki co udawało się dotychczasowe kinderparty realizować w domu. Tradycją jest, że robimy tematyczne: były już pirackie, były indiańskie. Kolejną wrzutę Majka zrobiła mi taką, że myślałam, że padnę: strażackie. Zagadywałam raz i drugi: słuchaj, jesteś pewna, bo ja jakoś tego nie widzę.
Myślała, myślała i w końcu powiedziała coś, na co czekałam: OK, mamusiu, strażackie nie, bo przecież ognia w domu nie rozpalimy.
Uffff :).
Będziemy mieć więc party podróżników i odkrywców.
Z wystrojem idziemy nietypowo – jak na podróżnika :) – bo w róż! Przeszperałyśmy Pinteresta szukając inspiracji – babska natura odezwała się w nas obu i piszczałyśmy z zachwytu nad pomponikami, balonikami, proporczykami. Ostrego różu w domu bym nie strawiła, ale pasteloza mnie rozczula. Jest tak dziewczęca, delikatna i urocza!
Co nas urzekło? Mniej więcej to:























Imprezka za tydzień. Zaproszenia już rozdane. Skoro ma być dziewczęco i różowo – zrobiłyśmy latawce.


Dotarły już talerzyki i kubeczki z pannaklara. Są idealne! Delikatny kolor, nienachalny design, super jakość. Wielkie love dla takich gadżetów :).

Teraz trwa akcja – rączki w ruch. Papiery, bibuły, nożyczki, klej, sznurki, dziurkacze i inne cuda. Pomponiki, baloniki, proporczyki – muszą być gotowe za kilka dni więc działamy. W życiu córki wydarzenie miesiąca. Kolejny raz będą spełniały się jej marzenia.

xxXAgaXxx