Fajnie jest być córką inżyniera. Wytłumaczy taki inżynier co
to jest prąd, siła ciężkości i napięcie powierzchniowe. Powie, jaki myk podczas
jazdy na rowerze zastosować, żeby było lżej i szybciej. Podpowie, jak zrobić
najwyższą pod słońcem wieżę, aby stała stabilnie, jak drapacz chmur w Japonii. Cyk,
śmig i zbuduje statek, konia, motyla, koronę i co tylko sobie córki zażyczą. Zaimponował
mi ten inżynier, kiedy wykorzystując klocki, kabelki i jakieś silniczki skonstruował
robota na kółkach, którego dziewczyny napędzały kierując w niego snop z
latarki. Małe sikały po nogach z wrażenia.
Posadzi sobie ów inżynier na kolanach gwiazdę w tiulach i z
warkoczami i razem lutują.
Podnosi ten gość poprzeczkę wysoko – chce żeby jego córka
odróżniała młotek od kombinerek, rozpoznała klucz nr 6 i była opykana w
skrzynce z narzędziami. Kiedy mała królewna zamarzy sobie hulajnogę, wraz z
zabawką dostaje instrukcję obsługi i składa ją sama.
Mam nadzieję, że ta córka inżyniera, także córka moja, razem
z tą umiejętnością wkręcania śrubek dostanie od taty męską odwagę, bezproblemowość,
konkret w podejmowaniu decyzji i śmiałość w realizacji celów.
No i myśl tu potem, matko, co takiej rozgarniętej córce
inżyniera, obecnie 6-latce, dać w prezencie na urodziny. Łatwo nie jest. Ale za
to urządzić urodzinowe party…. Rozkosz i sama przyjemność!
Póki co udawało się dotychczasowe kinderparty realizować w domu. Tradycją
jest, że robimy tematyczne: były już pirackie, były indiańskie. Kolejną wrzutę
Majka zrobiła mi taką, że myślałam, że padnę: strażackie. Zagadywałam raz i
drugi: słuchaj, jesteś pewna, bo ja jakoś tego nie widzę.
Myślała, myślała i w końcu powiedziała coś, na co czekałam:
OK, mamusiu, strażackie nie, bo przecież ognia w domu nie rozpalimy.
Uffff :).
Będziemy mieć więc party podróżników i odkrywców.
Z wystrojem idziemy nietypowo – jak na podróżnika :) – bo w róż! Przeszperałyśmy
Pinteresta szukając inspiracji – babska natura odezwała się w nas obu i
piszczałyśmy z zachwytu nad pomponikami, balonikami, proporczykami. Ostrego
różu w domu bym nie strawiła, ale pasteloza mnie rozczula. Jest tak dziewczęca,
delikatna i urocza!
Co nas urzekło? Mniej więcej to:
Imprezka za tydzień. Zaproszenia już rozdane. Skoro ma być
dziewczęco i różowo – zrobiłyśmy latawce.
Dotarły już talerzyki i kubeczki z pannaklara. Są idealne! Delikatny kolor,
nienachalny design, super jakość. Wielkie love dla takich gadżetów :).
Teraz trwa akcja – rączki w ruch. Papiery, bibuły, nożyczki,
klej, sznurki, dziurkacze i inne cuda. Pomponiki, baloniki, proporczyki – muszą
być gotowe za kilka dni więc działamy. W życiu córki wydarzenie miesiąca. Kolejny raz będą
spełniały się jej marzenia.
xxXAgaXxx
xxXAgaXxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz