Nie pamiętam już ile miałam lat, kiedy uszyłam spódniczkę
dla Barbie. Może z 10? A potem było ich coraz więcej i więcej. Ciuchy krzywe,
niestaranne, prujące się, ale moje własne. Zaprojektowane i wykonane
własnoręcznie. Dumna chodziłam, bo koleżanki też je chciały! I dostawały :). I robiłyśmy pokazy
mody, wybiegi na piachu i trawie, przebieralnie za kamienieniem i nagrody z
cukierków. Było super!
Jako chyba 13-latka dostałam pierwszą maszynę do szycia.
Małą, na baterie :).
Jak ja się nią cieszyłam! Jak szalałam! Chciałam zszywać każdą możliwą pierdółkę.
Taka czułam się już prawie dorosła. Bo maszyna była w moich oczach częścią
mamy. Mama miała prawdziwą. Szyła przeważnie wieczorami albo
bardzo wcześnie rano, kiedy dom spał. Nie pozwalała mi zbytnio przy niej
majstrować, ale to właśnie od mamy po paru latach dostałam swoją własną. Już
dużą i na prąd :).
I mam ją do tej pory! Jest duża, ciężka, nieskomplikowana.
Wyprodukowana była, jak chodziłam do przedszkola. Kto na niej szył wcześniej,
nie wiem, ale u mnie ma się całkiem dobrze, choć przeleżała kilka lat bez ruchu,
transportowana tylko w czasie moich przeprowadzek z mieszkania do mieszkania.
Ale UWAGA! Jej leniwe czasy się skończyły! Odkurzona, naoliwiona znów działa :).
Ale UWAGA! Jej leniwe czasy się skończyły! Odkurzona, naoliwiona znów działa :).
Pokażę Wam, jakie pościele dla córeczek uszyłam :).
Zaszalałam z wzorem w grochy. Żeby nie było monotonnie, połączyłam dwa kolory: jedna strona ma szare tło, druga fioletowe. Młodsza córa dostała groszki w wersji mini – drobne; kołderkę starszej (w identycznych odcieniach fioletu i szarości, tylko z większymi kropami) ozdobiłam kokardami (wszyte między pościelowe warstwy dwa pasy, które cierpliwie wiążemy po każdym praniu :) ). Do kompletu jest podusia – różowa, jak kokardki.
Oglądajcie i może też usiądziecie do swoich maszyn :).
xxX Aga Xxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz