czwartek, 9 kwietnia 2015

Dajesz czadu, maleńka





Miałam napisać o tym, że nie piszę, ale skupić się nie mogę, bo jestem głodna, a jedzenia sobie nie zrobię, bo zaraz północ i szkoda mi czasu na przygotowania. Kurka, no i młyn, jak zwykle.
 

Chciałam sobie pisać idealne teksty. Takie z leadem, wstępem, rozwinięciem, zakończeniem, pod którymi nie będę wstydziła się podpisać. Tak, jak kiedyś, gdy pracowałam dla gazety. Wyszło jednak na to, że skupiłam się na poszukiwania ideału i wzdychaniu za nim. Ostatecznie powstało wielkie gówno czyli nic. Zamiast bloga mam kwartalnik. No dobra, miesięcznik. Czyli jest źle, a nawet niedobrze. Czy tematy mam? No mam. Przewijają mi się w głowie razem z całymi zdaniami gotowymi do włożenia. Czego mi brakuje? Niby powinnam teraz powiedzieć: czasu. Ale to guzik prawda. To znaczy rzeczywiście mam go mało, tylko że nie ja jedna, jedyna. Inni dają radę, a ja nie. Więc chyba raczej się migam. A to mam obiad do zrobienia, a to dzieci do uspania, a to pranie, prasowanie, rachunki, instagram, fejsbuk, kotu kuwetę sprzątnąć, w szafie poukładać, śmieci wywalić. I żeby nie było – to o czym wyżej zapełnia mi życie po godz. 19 – kiedy wyruchana pracą i popołudniowymi zajęciami doczołgam się już do domu. Aaa…. zapomniałabym. Mam jeszcze argument (najważniejszy), który sama sobie przytaczam: nie mam jak zrobić zdjęć, ciemno jest. I kiwam przy tym głową jak Chińczyk na paradzie, jakbym sama siebie chciała przekonać, że to, co mówię ma sens, jest prawdą, tylko prawdą. No jest – gówno prawdą, że się powtórzę.
Bo te zdjęcia w swojej głowie też mam idealne. Takie z ostrością na szczegół, pięknym światłem, kompozycją.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy światło to ja miałam tylko w weekendy. A ja, głupia, zamiast wtedy cykać, to zaś do garów i szmat.
Idea kobiety na traktory jest słuszna, podziwiam i popieram. I też bym chciała. Tylko, że zamiast sobie na ten traktor wleźć, wyjść z kuchni, olać system, zainstalować się w sypialni z lapkiem i wstukać kilka słów to się za tymi cholernymi garami i szmatami chowam. A może chowałam? Kurka, sama nie wiem. Boję się, żeby to nie był chwilowy rzut adrenaliny, bo nadciąga wiosna i słońce.
No dobra, ale nawet jeśli się boję, to huj. Niech sobie strach będzie, a ja przestanę zawracać, jak się to pięknie po staropolsku mówi, kijem Wisły, tylko wsiądę sobie na tę łódeczkę, którą zbudowałam – nieidealną, bez zajebistych zdjęć – i po prostu zacznę tworzyć jak jest?
Zaciągnęłam prawie poezją na koniec. Sorry. Trzymajcie kciuki za moje odrodzenie.
Za moje teksty. Za to, żeby wygrały, jasna cholera, z moimi zadaniami kury domowej.
xxXAgaXxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz