Piątkowy wieczór cieszy mnie nieziemsko. Przede mną wiele godzin przeżywanych
po mojemu. Zmniejszam obroty i snuję się. Nie potrzebuję kalendarza i notatnika.
Odpoczywam. Na baczność postawi mnie dopiero poniedziałkowy budzik.
Dawno temu, w malutkiej, na pozór nieciekawej pasmanterii, udało mi się znaleźć włóczkę w
pięknym, szarym kolorze z dodatkiem błyszczącej nitki. Późnozimowe piątkowe
wieczory często spędzałam oglądając filmy i robiąc na drutach szal dla córy. W
ten sposób startowałam w weekend.
Zima się skończyła, szal nie. Filmów nie oglądałam całe lato, a i za wizję
zawijania się w wełnę w upale dziękuję bardzo. Nie chciało mi się chwytać za
druty. Ostatnio jednak zrobiło się chłodno. Córa wieczorami zaczęła wbijać się
w szlafrok, a ja już nawet opatuliłam się kocem. – Mamuś, skończysz szalik dla
mnie? – usłyszałam kilka dni temu.
Wzięłam się więc znów za druty (już bez wizji, że będę się przy tej robocie
topić :)). Szal prawie
skończyłam (bez filmów i bez piątków :)). Majcia mierzyła go razem z drutami :). Ale dziś dokupiłam jeszcze jeden
motek szarości. Szal będzie nieco dłuższy niż planowałam. Mam zamiar go od córy
pożyczać :). Będzie mi
pasował do czarnego, zimowego płaszczyka :).
Ehhh, cudny!
OdpowiedzUsuńMoże i ja go sobie czasem pożyczę? :)
Z przyjemnością udostępnimy :)
OdpowiedzUsuń