Ciepły, miękki, duży i wełniany. Taki jest mój pierwszy nowy
jesienny sweter. Ciepły, miękki, duży i wełniany jest koc dla mojej córeczki.
Zrobiłam na drutach.
Prawe, lewe, prawe, lewe, prawe, lewe, prawe, lewe. A potem
lewe, prawe, lewe, prawe, lewe…. I tak w kółko. Non stop. Nabierałam oczko jedno za
drugim. Gapiłam się w te oczka, albo i nie. Liczyłam, skupiałam, żeby się nie
pomylić. W końcu poczułam, że te moje druty są jak mantra. Myśli z chaotycznych robiły się poukładane, wskakiwały na
swoje tory i biegły już spokojnie. Wygląda na to, że druty mają znaczenie religijne albo psychologiczne :)
Z tych prawe, lewe, lewe, prawe powstał kocyk dla córeczki. Taki do
wózka, ale z na tyle dużym zapasem, aby mogła go wykorzystać do otulenia w
czasie spania w łóżeczku.
Uwielbiam wełnę. No, może przesadziłam, że wełnę, bo tej czystej nie lubię (za bardzo drapie). Uwielbiam włóczkę i to, co
udziergane z niej można nosić. Swetrzyska, sukienki. Getry, dziecięce pajacyki. Mam wielką ochotę znów odkopać druty i włóczkę. Nie mam jeszcze weny, co zrobię. Szukam impulsu :).
A póki co, zobaczcie. To mój kocyk:
A to cudeńka znalezione w sieci:
xXx Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz